Ciąg dalszy zmagań z suchym, leśnym ogrodem...
To był wyjątkowo trudny rok, chociaż wiosna zaczęła się jak zwykle kolorami, które lubię. I nic nie zapowiadało letniej suszy, która pogrzebała moje nadzieje na bujne krzewy hortensji. Te które miałam, bukietowe, oraz te pozyskane z sadzonek od sąsiadki wystartowały pięknie, ale letnia susza bardzo je osłabiła. Po tygodniowej nieobecności w ogrodzie ich wygląd doprowadzał mnie do płaczu. Kilka badylków ze zwiędłymi a potem zasuszonymi liśćmi. To cud, że zdołały zakwitnąć 3 kwiatki. Cóż, ogród uczy pokory. Może jeszcze dwa sezony prób i będę się musiała pożegnać z marzeniami o hortensjowym ogrodzie.
Widok na wczesnowiosenny ogród nie zachwyca. Będę musiała pomyśleć o większej ilości zimozielonych roślin. Zwłaszcza kiedy odwiedzamy letnisko przez cały rok.
Na szczęście latem robi się zielono.
Bardzo lubię piwonie ale to rośliny wymagające nie tyle pod względem pielęgnacji, co odpowiedniego wyeksponowania. Rosnące pod płotem, na rabacie z wieloma innymi bylinami nie mają szansy okazać w pełni swojego uroku. Bardzo żałuję, że w małym ogródku nie mam dla nich odpowiedniego miejsca.
Jeżówki to moja nowa sympatia. Dobrze sobie radzą w półcieniu i nie grymaszą tak bardzo na suszę. Będę sadzić kolejne.
|